piątek, 10 sierpnia 2018

Pierwsze dni..
Jakie były pierwsze dni po diagnozie? Pierwszych nie pamiętam.. byłam w transie, załatwiałam, jeździłam, prosiłam o konsultacje, wszystkie inne emocje odłączyłam. Dlaczego? To proste-Nie starczyłoby mi energii.
Po tych dniach jak za mgłą, nałożyłam zbroje. Nie mogłam się poddać, nie mogłam załamać, nie mogłam przykryć się kocem i udawać, że nie istnieje, a to wszystko jest wielkim koszmarem, z którego zaraz się obudzę.
Nie mogłam. Ona dodawała mi siły. Ona była moim celem. Ona mnie motywowała. Ale nie wiedziała. Więc jak? Swoimi oczami, ufnymi, przepełnionymi strachem, paniką, żalem?
Wiedziałam, że chłonie jak gąbka wszystko co jej mówię. Ufała mi. Nie mogłam jej rozczarować.
To GÓWNO było już w naszym życiu. Rozpanoszyło się z prędkością światła, z dnia na dzień widziałam jak zabiera mi Mamę- milimetr po milimetrze. Czas grał na naszą niekorzyść.
Czego wtedy się nauczyłam? W walce z GÓWNEM nie ma słów " nie wypada mi", " nie będę się prosić", " nie będę się narzucać", "nie będę upierdliwa". W tej walce musisz być bezwzględny! Schowaj dumę do kieszeni, uczucie, kiedy wydaje Ci się, że po co masz pytać ósmego lekarza o potwierdzenie diagnozy. A zapytaj i piętnastego! Tu chodzi o życie! O to by mieć tą najukochańszą osobę w swoim życiu, zdrową i uśmiechniętą.
Ja byłam w 4 szpitalach na konsultacjach. Niekiedy łapałam lekarza na korytarzu, bo nie miał czasu. Stawałam przed nim, wyciągałam wyniki i mówiłam- Błagam, proszę spojrzeć, proszę Ją ratować".
Niekiedy czekałam od 5 rano i czatowałam, aż lekarz przyjdzie na poranną zmianę i może akurat zgodzi się przebierając zerknąć na te wyniki. Czasem reagowałam uczuciem do tej pory sobie nie znanym- agresją. Kiedy kobieta w rejestracji była opryskliwa i nie chciała udzielić żadnych informacji " bo nie" zagroziłam, że rozwalę jej łeb. Naprawdę. Powiedziałam jej, że albo udzieli mi informacji na temat pakietu badań, które przysługują mojej mamie, co było jej obowiązkiem, albo ją rozszarpie. Nie jest to godne pogratulowania, wiem, ale wtedy pomogło.
 Jeździłam sama.  Przecież Mama była przekonana, że to łagodna zmiana, proste leczenie
Te 4 szpitale odmówiły leczenia. W takiej chwili szukasz znajomości wszędzie. Miałam wrażenie że odnajde znajomych nawet z przedszkola, jeśli tylko mają jakieś znajomości.
Udało się, przypadek sprawił, że udając kuzynkę kuzynki od strony kolejnej kuzynki i tak dalej.. Trafiłam na Lekarza. Przez duże L. Nie chciał na początku podjąć się, był realistą. Może się nie udać, może nie przeżyć operacji. Za duże ryzyko.
Jeździłam do niego codziennie.Od  6 rano siedziałam na oddziale kiedy on wchodził do swojego gabinetu. Słowa błagam, proszę, ratuj ją- były na porządku dziennym. Nie wstydziłam się ich, nie wstydziłam się błagać, prosić, płakać.
Zgodził się. Zoperuje ją. Musicie zrobić komplet badań. Na NFZ się nie uda tak szybko,a musi być operowana najpóźniej za miesiąc.
Zrobimy prywatnie doktorze, choćbym się miała zadłużyć. Choćbym miała sprzedać absolutnie wszystko, choćby miało kosztować miliony. Zrobimy to.
Koszty nie okazały się milionami. Początkowy komplet- 6 tysięcy. Wakacje, wyjazdy, przyjemności?
W dupie to mieliśmy, ratujemy Mamę. Ona chce żyć, ma prawo żyć, musi żyć!
Ubrałam więc tą zbroję, w szeregu stanęło wojsko, wojsko moich przyjaciół.
Rozkaz?! tylko jeden... Zniszczmy to GÓWNO!

Gówno rozpoczęło walkę... może i masz przewagę w bitwie, ale przed nami wojna.


poniedziałek, 23 lipca 2018

Im mniej wiesz, tym lepiej walczysz.

Gula w gardle nie zmniejsza się, ciężko przełknąć mi śline i powstrzymać łzy.
Mama jeszcze troche nieobecna po narkozie, pyta jak dziecko " Czy ja umre?"
To pytanie rozdziera moje wnętrze, sama boje sie pomyśleć o jutrze, ale przecież nie mogę pozwolić na to by Mama się załamała. " Mamuś, co Ty opowiadasz, nie umrzesz. To tylko mały guz, który wykryliśmy wcześnie, wyleczymy Cię, przyrzekam"
Mamo, skłamałam. Guz był już cholernie duży, lekarz określił stadium jako wysoko zaawansowane. Powiedział : Pani Mamie dużo nie zostało, może 3-4 miesiące"
NIE. NIE. NIE.
"Mamusiu nie umrzesz, przyrzekam Ci, teraz wrócimy do domu, odpoczniemy a jutro zgłosimy się do lekarza.  Poszukamy najlepszego, pójdziemy prywatnie i zobaczymy jak najlepiej się tym zająć"
Koleżanka zawozi nas autem do domu. Panuje cisza, ona nie wie co powiedzieć, daje nam chwile dla siebie.. Mama przysypia po narkozie a ja? Ja patrze przez okno, czuje łzy na policzkach i myśle.. co teraz?
Jak dotrzymam danej obietnicy? A jeśli, jeśli ona umrze? Nie. Nie. Nie.
Nie śpie przez całą noc, w uszach ciągle słysze "zostały 3-4 miesiące". Boże, jak to wydłużyć?
Co pół godziny spoglądam na zegarek, czas w nocy sie zatrzymał. O 5 rano czuje, że nie dam rady. Boli mnie wszystko, ale nie wiem czy cierpie bardziej fizycznie czy psychicznie. Płacze w poduszke, żeby nie było słychać. Nie mam siły się ruszyć. Czuje jakby ktoś położył mi głaz na klatce piersiowej. Nie dam rady. Nie dam. Ale nie moge jej tego powiedzieć. Co robić? Boże, ja wariuje. Ratuje mnie sms od przyjaciółki : Dasz rade, wiem, że jest chujowo, ale walczymy, wstań, weź prysznic, zrób kawę.. małymi kroczkami Ola, do przodu.Będę przy Was"
Czytałam smsa i po kolei.. wstałam, ok teraz łazienka.. ok co teraz. Kawa. Dobrze, kawa, a zrobie i dla Mamy, przecież ją uwielbia. Idę do mamy.
Widzę smutek.. strach.. rozżalenie w jej oczach.. Boi się. Aż czuje ten strach w powietrzu.
Dobrze, teraz poker face Ola, musisz dać rade. Przywołaj uśmiech i już. Musisz jej pomóc, przetrwać ten lęk. Ona musi mieć siłę na walkę. Zabierz od niej strach.
"Mamuś, pijemy kawkę i zbieramy się do lekarza pierwszego kontaktu"
W przychodni zostawiam mamę w poczekalni, pod byle jakim pretekstem oddalam się, szukam lekarki, która nas przyjmie. Wiem, że dopiero za pół godziny, ale jest!Pani doktor, moja Mama ma Raka, czekamy do Pani na wizytę"
- Dobrze, nazwisko? Przed panią mam w systemie jeszcze 2 osoby.
- Wiem Pani doktor, czytałam w nocy o zielonej karcie dla osób chorych na Raka.
- Dobrze, jak zbadam mamę to zobaczymy, wydam opinie.
-Pani doktor, jeszcze jedno.. Mama nie wie, że jest tak źle. Nie może się dowiedzieć. Jestem psychologiem, wiem, że istnieje prawo do zachowania tego w tajemnicy jeśli wpłynęłoby to znacząco na psychikę. Mama nie dowie się ani dziś ani nigdy, że zostało mało czasu.
- Jest Pani pewna?
- TAK.
Właśnie to "TAK" zmieniło wiele.  Ta decyzja obarczyła mnie, spowodowała, że czułam kamień w żołądku, ściśnięte serce i huczące w głowie pytanie "czy dobrze robie, czy mam prawo to ukrywać?"
Miałam. Dzięki temu moja Mama dzielnie stanęła do walki. Największej i najcięższej w swoim życiu.

czwartek, 19 lipca 2018

Jakby jutro miało nie nadejść.

Ból. Jeden wielki ogarniający Cię ból, który paraliżuje i nie pozwala oddychać.

Ten moment, w którym wiesz, że już nic nigdy nie będzie takie samo. Masz ochote krzyczeć, a zarazem schować się przed światem, udawać, że to sie nie dzieje, a równocześnie wyć jak zwierze. Stoisz obok samego siebie i mimo, że wali Ci się absolutnie wszystko, to świat dalej krąży. I nie chce się zatrzymać. Znasz to uczucie? Ja znam. Aż za dobrze. Jedyny w swoim rodzaju ból, zimny i śmierdzący, którego nienawidzisz.
Pierwszy raz pojawił się, gdy moja Mama została zdiagnozowana. Rak.. rak, rak, rak, rak.... to jedno krótkie słowo, tak źle brzmiące, obce. Wydaje Ci się że każdy może zachorować, ale nie Ty i nie Twoi najbliżsi. A słyszysz.. "Pani Mama ma RAKA."
 Krzyczysz, ale nie cofniesz tego. Za póżno, już to wiesz.
Mama jeszcze pod narkozą po kolonoskopii. Ja w ciągu 1 minuty postarzałam się o 10 lat. Wyłam jak zwierze i nie czułam ulgi. Wyszłam w samej bluzce przed drzwi kliniki w lutym i nie czułam zimna. Nic oprócz bólu.. i strachu.
Co wtedy myślałam? Nie, to nie dzieje się.. Prosze nie, nie nie... Ja pier**le k**wa mać!
Czemu ludzie idą obok i nie czują tego co ja? Czemu Pani w sklepie obok dalej robi zakupy jak gdyby nigdy nic. DLACZEGO oni żyją, a ja wewnętrznie umarłam?
Tego nie wiedziałam. Wiedziałam inne rzeczy:ten świat się nie zatrzyma, Rak się nie schowa, ja jutro nie będę sie śmiała.. może już nigdy nie będę szczęśliwa..
Ale dlaczego nas to spotkało?
Nie zdążyłam długo się nad tym zastanowić. Lekarz wykonujący badanie powiedział: "Proszę poinformować Mamę o chorobie, jak sie wybudzi."
I co teraz?
Witaj raku.. witaj potworze...kawałku mojej Mamy. Mojej! słyszysz?!  Mojej i wypier***aj z naszego życia. Zobaczysz, nie masz szans. Zadarłeś z niewłaściwą osobą. Z osobą, która kocha Mamę całą sobą, dla której jest ona najważniejsza. Myślisz, że sie poddam? O nie.. wojna dopiero się zaczyna.

-Mamuś, otwórz oczy. Jak się czujesz? Nie kręci się w głowie, nie bolało badanie? Mamuś.. muszę Ci coś powiedzieć...